Te oto piękne ryby zostały sprowadzone do naszych stawów po to, aby urozmaicić pobyt naszym gościom w ogrodzie. I przyznać trzeba, że wywiązują się z tego zadania znakomicie. Swoimi pięknymi kolorami wabią, przyciągają uwagę turystów.
Niestety zwabiły też pewnego intruza, gościa, który bardzo szybko stał się u nas gościem niepożądanym.
Wydra – o niej będzie mowa. Ten piękny, chroniony zwierzak, który od zawsze kojarzy się z naszym polskim przyrodniczym krajobrazem, u nas w arboretum był gościem nieproszonym. Wydra, kierując się instynktem, często odwiedzała nasz park. Kolorowe ryby, które ją tu zwabiły były dla niej bardzo łatwą zdobyczą, właśnie przez to jaskrawe ubarwienie oraz przez to, że w warunkach hodowlanych nie wykształciły w sobie naturalnego lęku przed tym drapieżnikiem. Efektem takich odwiedzin były pozjadane i ponadgryzane, porozrzucane po brzegu ryby. Widok makabryczny. Tych zdjęć nie będę publikował, musicie uwierzyć na słowo. A z naszej strony złość, bezsilność, bezradność. Gdzieś z tyłu głowy tliła się myśl, że zwierzak ten działa zgodnie, ze swoją dziką naturą. Wykorzystuje sytuację, jaka się nadarzyła. Z drugiej strony jednak wyrządzał nam przy tym poważne, realne szkody.
Drugim niechcianym przez nas gościem był bóbr. Niezwykle pracowite i pożyteczne zwierzę. Chyba najlepszy inżynier wśród zwierząt. U nas również realizował tą swoją pasję, a efektem jego działalności były powalone drzewa, powycinane ozdobne krzewy oraz powyjadane najpiękniejsze okazy roślin wodnych, z kolekcji gromadzonych latami. Tak mu się u nas spodobało, że nawet chciał się tu „budować”. Tzn. w jego przypadku – kopać nory z przeznaczeniem do zamieszkania. A nory kopał w groblach okalających stawy, na których były alejki, po których spacerowali turyści.
Na tych zdjęciach widać, jak sklepienie nad komorą mieszkalną zapadło się pod ciężarem pracownika. Jedna z dziur jest na ścieżce, po której spacerowali goście. Dziury po takich zapadliskach oczywiście zasypywaliśmy, ścieżki naprawialiśmy, ale była to raczej syzyfowa praca, bo zaraz powstawały następne. Bóbr, kiedy sufit walił mu się na głowę, opuszczał nas na jakiś czas. Niedługo jednak wracał, nie wiem, czy ten sam, czy też inny, w każdym razie, konsekwentnie realizował dzieło poprzednika. Teraz pisze się o tym łatwo i przyjemnie, ale wtedy to nie było nam do śmiechu. Kiedy przychodziliśmy rano i widzieliśmy efekty jego nocnej pracy, to tak jak w przypadku wydry – złość, bezradność, bezsilność. Wszelkie próby przepędzenia go, odstraszenia przez wykładanie środków zapachowych, spełzały na niczym. Zwierzak ten narażał nas na realne straty finansowe, niweczył wieloletnią pracę wielu osób. Kopiąc nory pod alejkami, narażał na niebezpieczeństwo ludzi po nich chodzących. I kiedy już zaczęliśmy się godzić z tym, że tę wojnę jednak przegrywamy, pojawił się pewien pomysł. I to będzie też odpowiedź na pytanie, które często mi zadajecie, kiedy spotykamy się, przy karmieniu ryb. Po co jest ten pastuch elektryczny wokół stawów? Dokładnie tak – postanowiliśmy otoczyć nasze stawy pastuchem elektrycznym. Miała być to tylko próba, tylko że próba ta spełniła nasze oczekiwania w stu procentach. Nasi nieproszeni goście przestali się pojawiać. I tak oto pastuch jest już z nami przez trzy lata. Jest to urządzenie całkowicie bezpieczne. Generuje krótkotrwały impuls elektryczny, który jest nieszkodliwy, ale bardzo nieprzyjemny. Poprowadzony jest tak, aby nie kolidował z ruchem turystycznym. Zabezpieczony dodatkowymi linkami, dokładnie oznakowany.
A najważniejsze jest to, że skutecznie zabezpiecza ogród przed odwiedzinami niechcianych gości. No właśnie, zabezpiecza ogród przed odwiedzinami zwierząt. Ogród, który jest przyjazny zwierzętom, który stwarza im doskonałe warunki do życia, który cieszy się ich obecnością – tych dwóch intruzów nie chce na swoim terenie. Mam nadzieję, że powyżej dokładnie wyjaśniłem Wam, dlaczego tak się dzieje. Jest to też doskonały przykład na to, jak niektóre dziki zwierzęta, kierując się swoim instynktem, naturą, potrafią wyrządzić człowiekowi realne szkody, narazić go na niebezpieczeństwo. Nasz przypadek to tylko wierzchołek góry lodowej – bardzo malutki. Bo co mają powiedzieć rolnicy, którym zwierzyna niszczy plony, leśnicy, którym niszczy uprawy leśne, rodziny osób, których bliscy zginęli w wypadkach drogowych z udziałem zwierząt, czy wreszcie rodzice, którzy tak po prostu boją się o swoje dzieci, posyłane do szkoły, bo gdzieś tam u sąsiadów, w nocy wilki zagryzły owce. Problem konfliktu zwierząt z ludźmi jest ogromny i będzie raczej narastał, ponieważ nasza ingerencja w naturę jest coraz większa. Konia z rzędem temu, kto znajdzie złoty środek. Kto doprowadzi do sytuacji, gdzie wszystkie zwierzęta będą kochane i podziwiane i nie będą wchodzić w konflikt z człowiekiem. Tego problemu raczej szybko nie rozwiążemy. My w naszym parku rozwiązaliśmy nasz problem, otaczając stawy pastuchem elektrycznym. Odnowione zostały alejki, odnowione kolekcje roślin wodnych, nikt nie wpadnie już do bobrowego mieszkania, a i ryby są jakieś takie bardziej kolorowe. A te przepędzone zwierzaki, mam nadzieję, że również są szczęśliwe. Żyją tam, gdzie nikomu nie przeszkadzają, żyją zgodnie ze swoją naturą z dala od ludzi. A kiedy ich spotkają, to wzbudzają jedynie zachwyt i podziw. I niech tak zostanie.
A na koniec zdjęcie gościa, który również często odwiedza nasz park. Pospaceruje, porozgląda się, coś tam sobie dziobnie i odleci. Jest taki neutralny. No, jedynie co można mu zarzucić to to, że wchodzi bez biletu. Ale co to jest przy tamtych?